poniedziałek, 17 czerwca 2013

MUJ BUL DÓPY

Niestety, ale nadszedł ten czas.
Muszę usunąć bloga.

Nie mam kompletnie pomysłu, co dalej zrobić z akcją. Nie wiem. Nikt mnie nie oświeci, bo to moja historia i to ja powinnam się o nią martwić. Cholera. Źle to sobie wszystko zaplanowałam.

DJWN zostaje, bo tam przynajmniej wiem, na czym stoję. Planuję skończyć tamtego bloga, ale tu nawet nie wiem, jak go zacząć.

W razie, gdybym kiedykolwiek zechciała go kontynuować, nie bójcie się. Mam rozdziały skopiowane na dysk.

A na razie żegnaj, Jagodo. Żegnaj, Alicjo. Żegnajcie.
:(((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((
~rosemarie.

sobota, 13 kwietnia 2013

1. Tajemnicze połączenie

Zaparkowałam ostrożnie pod starą kamienicą, w której mieszkałam razem z moją dwudziestodwuletnią przyszywaną siostrą Alicją. Bardzo uważałam na to, by nie wjechać w latarnię ani w stojącego kilka metrów za nią srebrnego Jeepa Compassa. Jednak kupiony niedawno Error, jak nazywałam (z uwagi na liczbę awarii) swojego niebieskiego Citroena C3 idealnie wpasował się w tą szczelinę.

Wzięłam z siedzenia pasażera swoją torebkę i ruszyłam do drzwi kamienicy przy ul. Żurawiej 26 w Warszawie.*
Wybrałam numer swojego mieszkania i już po chwili usłyszałam sączący się z głośniczka w domofonie głos Ali.
- Halo? – spytała.
- To ja – odparłam, przyciskając dłoń do klamki. Z charakterystycznym dla nich dźwiękiem drzwi otworzyły się, a ja weszłam do ponurej klatki schodowej. Szybko dotarłam na drugie piętro i przekroczyłam próg naszego mieszkanka.
W przedpokoju przykuwała uwagę szara ściana z piaskowca, podświetlana od góry diodami LED. Na półce któraś z nas postawiła doniczkę z różową orchideą.
Spojrzałam na ścianę po lewej stronie. Prawie całą zajmowały zimne, metalowe regały, półki i wieszaki na okrycia wierzchnie. Zdjęłam swoje lakierki i ułożyłam je na dolnej półce, jednocześnie wygrzebując japonki. Torebka zawisła na jednym z haczyków, a ja ruszyłam do łazienki.
W wąskim pomieszczeniu zdołano zamontować szklany zlew, sedes, lustro, drabinkowy grzejnik i kabinę prysznicową. Biała ceramika, idealnie przez nas wypolerowana, pięknie odznaczała się na tle szarych kafli. Umyłam ręce, poprawiłam włosy i wyprawiłam się do kuchni.
Długi, drewniany blat bejcowany na biało i szuflady pod nim (wszystko miało być zupełnie biały, ale wyszło jak wyszło) ciągnął się przez całą ścianę odgradzającą kuchnię od łazienki. W połowie długości znajdował się duży, dwukomorowy, biały zlew. Nad nim wisiało kilka szafek z szklanymi drzwiczkami. Ściana naprzeciwko była o wiele ciekawsza, obfitowała bowiem w wysoki stół z hokerami, piekarnik i płytę indukcyjną. Przy samych drzwiach stała lodówka – cel naszych częstych wypraw.
Z korytarza oprócz tych dwóch pomieszczeń wchodziło się jeszcze do salonu. Pokój zarazem dzienny, jak i przejściowy – za nim znajdowała się jeszcze nasza sypialnia, będąca w zamyśle projektantów jednym pokojem, ale podzielona na dwa.
Dwie kanapy, stojące do siebie równolegle, mały stolik, telewizor, ogromne okno balkonowe, biblioteczka i dużo zdjęć na ścianach – oto wszystkie meble i dekoracje tego utrzymanego w biało – niebieskiej, nieco marynistycznej kolorystyce pomieszczenia.
Przeszłam po turkusowym chodniku i trafiłam do małego, prostokątnego łącznika dwóch najpiękniejszych pokoi – mojego i Alicji. „Pracownia”, jak nazywałam ten pierwszy, miała swoje drzwi jako pierwsze, od razu po lewej stronie.
Na duże okno balkonowe spuszczona była jedynie pomarańczowa roleta. Szare ściany, w tym jedną z cegły dekoracyjnej, zdobiły pokaźne kolekcje zdjęć. Wąska leżanka w rogu pokoju składała się głównie z imitacji kwasówek, szara kołdra wraz ze spoczywającym na niej pomarańczowym kocem leżała niedbale rzucona na łóżku. Biurko naprzeciw nocnego bajzlu pokrywała sterta kartek, ale ja wiedziałam, że pod nimi kryje się ciemny blat, tak bardzo przeze mnie lubiany. Tablica korkowa, puszki, kubeczki na kredki i ołówki, doniczka wisząca na szynie na ścianie zamiast jednego z kubków, stojącego na parapecie, potem w końcu kartony, książki i albumy – to wszystko zajmowało biurko i przestrzeń nad nim. Obok kącika do pracy usytuowano szafę, w miarę uporządkowaną. U stóp leżanki postawiłam komodę.
Zasłałam pościel i ruszyłam do Alicji.
Tą zastałam siedzącą po turecku na swoim wielkim łożu z ramą powykręcaną w dziwne zawijasy. Czytała książkę. Łowcy Atlantydy Andy’ego McDermotta.
Pokój Ali (lub też pieszczotliwie nazywaną przeze mnie Li) był zupełnym przeciwieństwem mojego. Kremowe ściany, róże wymalowane nad łóżkiem, puchaty dywanik, kilogramy pierzyny pokrywającej łóżko, jasne firany, białe meble. Obok jej łóżka postawiono długi, biały stolik do kawy, zastawiony w tym momencie czasopismami i kubkami po herbacie. Na ścianie należącej między innymi do okna znalazło swoje miejsce dla siebie przestronne, jasne biurko i kilka półek nad nim. Po mojej lewej stronie Li miała biało-kremową komódkę, na której stało przenośne radio. Ściany pokoju również zdobiło mnóstwo zdjęć. To chyba ogrom tej fotograficznej udręki ratował miejsce spania Alicji od klasyfikacji w stylu „tak słodko, że aż mnie mdli”. To pomieszczenie miało też jedną, wyraźną przewagę nad moim – Ala miała garderobę. Składała się ona co prawda głównie z półek i szuflad, ale ją miała. I tym od zawsze się nade mną wywyższała.
- Witaj, zaczytana – przywitałam się ze swoją siostrą.
Alicja chyba nie usłyszała mojego przyjścia, bo drgnęła i spojrzała przestraszona w moim kierunku.
Za chwilę jednak się roześmiała.
- Ty jesteś jak kot, Jagu. Jak kot.
Parsknęłam śmiechem.
- Fajne, co? – spytałam, wskazując ruchem głowy na książkę.
- Nic mi nie mów – zastrzegła. – Co dziesięć stron ktoś ginie.
- Gdzie tam. Co pięć. Będą ci się śniły trupy po nocach. Ale ja ci wcale tej książki nie polecałam. Wcale.
Byłam dzisiaj w wyjątkowo dobrym humorze. Li oczywiście to zauważyła.
- Co ty się tak cieszysz? – spytała.
- Ja? Nic. Piątek jest. I wróciłam z wykładów.
Wykłady w maju to katorga, ale jakoś trzeba przeżyć.
Studiowałam architekturę wnętrz. Niektórzy od razu to zauważali, wchodząc do mieszkania. Nigdy nie chciałam się tym chwalić, ale całe zaprojektowałam sama. Ala śmiała się, że mogę pokazać je jako pracę magisterską.
- Mama byłaby z ciebie dumna, że studiujesz – szepnęła.
Spojrzałam na nią smutnym wzrokiem, przygryzając wargę.
- Mama JEST ze mnie dumna – uparłam się.
- Myślisz, że żyją? Że oboje żyją?
- Tak – burknęłam i przytuliłam Li.
Gdy Alicja miała pół roku, jej mama, Łucja Wilczyńska zmarła. Samotny ojciec Li, Jerzy, zakochał się w mojej mamie, Małgorzacie i po dwóch latach z tego związku narodziłam się ja. Jerzy nie wspominał swojej zmarłej żony zbyt dobrze. Przed narodzinami Ali przemocą zażądała przyznania dziewczynce jej panieńskiego nazwiska. Po porodzie zapadła w rzadką chorobę psychiczną i to właśnie przez to Alicja ma do dziś szramę na nadgarstku. Jej szalona matka usiłowała zabić półroczne niemowlę, podcinając mu żyły. Kilka tygodni później sama Łucja rzuciła się z dachu kliniki psychiatrycznej, gdzie spędziła ostatnie parę dni swojego życia.
Moi rodzice wzięli ze sobą ślub, dlatego ja mam już nazwisko Jerzego – Szarek. Przez cały ten czas Małgosia opiekowała się zarówno mną, jak i Alą, dlatego wkrótce zaczęto nas uważać za siostry. I tak już zostało.
Gdy miałyśmy kilkanaście lat, w naszej rodzinie zapanował kryzys. Z tego powodu Małgorzata i Jerzy wyjechali za granicę. I nigdy więcej ich nie widziałyśmy.
Oficjalnie miała się nami opiekować ciotka Katarzyna, ale w praktyce wyglądało to tak, że pieczę nad nami sprawowała babcia.
Czasem, gdy była czymś zajęta, wpatrywałam się godzinami w podjazd, wyczekując chwili, gdy podjedzie na niego jakiś samochód, z drzwi przy kierowcy wysiądzie tata, a z tych po prawej mama.

Jednak taka chwila nigdy nie nastąpiła.

Codziennie dzwoniłam do rodziców, ale też codziennie byłam zmuszona wysłuchiwać komunikaty takie jak "numer poza zasięgiem".

- Wrócą – pocieszyła mnie Alicja.
- Nie! Już nigdy ich nie zobaczę! – rozpłakałam się, a cukierkowy pokój zdał mi się przytłaczający.
*
Rzuciłam się na kanapę w salonie wraz ze swoim kochanym, wysłużonym laptopem.
Naprzeciwko mnie siedziała Ala i oglądała „Wiadomości”, jedząc paluszki.
Nasze słodkie lenistwo przerwał dzwonek telefonu. Moja przyszywana siostra westchnęła i sięgnęła na drugą stronę kanapy, biorąc go w dłoń.
- Halo? – rzuciła, cały czas patrząc w telewizor. Obserwowałam ją ukradkiem zza ekranu laptopa, zajęta wykonywaniem przelewu.
Alicja zrobiła dziwną minę i odsunęła telefon od ucha. Przycisnęła jakiś klawisz i po chwili ja również słyszałam dźwięki dobiegające z głośniczka.
- Sandra! Sandra! Ahahahahaha, Saaandra! Nie rób mi tego! Saaaaandra! – wydzierało się coś, najprawdopodobniej płci męskiej. – Słyszysz, kochanie?
To coś musiało być też nieźle wstawione.
- Ona cię nie chce słyszeć! – wrzasnął z oddali ktoś inny. – Wojtuś, nie dzwoń do niej! Wojtusiu, słyszysz?
- Może nie wszystko stracone – odparł domniemany Wojtuś i ponowił zawodzenie do słuchawki.
Alicja z trudem powstrzymywała się od parsknięcia śmiechem.
- Kocham cię, Wojtuś – powiedziała do mikrofonu, a znajdującego się po drugiej stronie Wojtusia wcięło.
Ktoś zaczął znów mówić:
- Mówiłem? Chodź, pojedziemy do mnie.
Połączenie zostało zerwane, a my równocześnie zaczęłyśmy się śmiać. Ja osobiście byłam bliska upadku z kanapy, ale całe szczęście to się nie wydarzyło.
- Okeej, teraz możemy zacząć skupiać się na swoich sprawach – podsumowałam ze śmiechem, powracając przed ekran komputera.
- Co to w ogóle było? – zastanowiła się Ala.
- Nie wiem, nie wnikam. Szczerze, bałabym się nawet wysnuwać jakiekolwiek wnioski.
- Ktoś się pewnie upił i albo wykręcił zły numer, albo zrobił to specjalnie.
- Ja stawiałabym na przypadek.
Alicja utkwiła wzrok w telefonie i zaczęła przyciskać raz po raz jakieś klawisze, cały czas się śmiejąc. Po chwili obróciła komórkę i wpisała coś na klawiaturze.
- Co robisz? – spytałam, jak zwykle ciekawa każdego ruchu siostry.
- Zapisuję ten numer – odpowiedziała. – Jako „Wojtuś”.
Zachichotałam, nieświadoma żadnych konsekwencji, jakie miałyby się wydarzyć po tajemniczym połączeniu.
*
Zdziwiłam się niesamowicie, gdy dwie godziny później na wyświetlaczu mojego telefonu pojawiła się nazwa „Jess”.
Jessica Mazurek dzwoniła do mnie nie częściej niż raz na pół roku. Była moją starą znajomą z podstawówki, starałyśmy się utrzymywać kontakty. Mimo to byłam zaskoczona jej telefonem.
- Cześć! Dawno się nie widziałyśmy! – zaczęła.
Uniosłam brew.
- Tak, zgadzam się z tobą.
- Mogłybyśmy się spotkać? Mam wolny ten tydzień. A jak tam ty z wykładami? – spytała.
Zastanowiłam się chwilę.
- W weekend nie mam. Może  jutro po południu? Gdzie w ogóle chcemy pójść?
- Do jakiejś restauracji. Ok, jutro mi pasuje. O szesnastej?
- Dobra, o szesnastej. Przyjdziesz po mnie? Cały czas Żurawia 26.
- Nie ma sprawy! Pa!
- Pa! – odpowiedziałam, a za chwilę dodałam – Jessica?
- Co?
- Nadal masz niebieskie włosy?
Zaśmiała się.
- Tak, przez cały czas.
Rozłączyłam się. Obok mnie przechodziła akurat Li z kubkiem herbaty w ręce i miną „eee?”.
- Mazurek – szepnęłam, wciąż w szoku. – Mazurek dzwoniła.
- Matko! Co ona chciała?
- Iść ze mną do restauracji – zrobiłam zdziwioną minę. – Nie wiem, o co jej chodzi, ale dobra.
- A ze mną nie. Co za kobieta.
- Trudno, najwyżej ominie cię godzina składająca się w 90% z ciszy, 5% z szukania stolika i 5% ze składania zamówienia.
Ala powędrowała do swojego pokoju, a ja ruszyłam do siebie. Zamknęłam drzwi i opadłam na łóżko, gdzieś tam po drodze włączając radio. Po pięciu minutach leniwienia się przy dźwiękach „LP3” wstałam i postanowiłam posprzątać z blatu. Chwyciłam w dłoń notatki z wykładów, które przewertowałam pobieżnie i wepchnęłam je do szuflady biurka. Stary talerzyk i łyżeczkę zaniosłam do kuchni i włożyłam do zmywarki. Zawróciłam do pracowni, biorąc ścierkę.
Ścierając brud z blatu biurka zastanawiałam się nad „Wojtusiem” i telefonem Jessiki. Oba połączenia były niespodziewane i w gruncie rzeczy tylko to je łączyło. Niespecjalnie chciałam zagłębiać się w szczegóły Wojtka, ale chciałam się dowiedzieć, co strzeliło Jess do głowy.
I jutro się dowiem, pomyślałam.
Gdy po odbyciu wieczornej toalety powróciłam do pokoiku, by zagłębić się w swojej kołderce, zajrzałam jeszcze do Ali.
Siedziała na swoim łóżku, a jej pokój był rozświetlany jedynie przez światło sączące się z ekranu telefonu, który trzymała.
- Co ty wyprawiasz? – szepnęłam.
- Wojtuś napisał – odparła z uśmiechem. – „Sandra? Chciałbym ci coś wyjaśnić”.
________________
Wojtuś napisał, ja też napisałam. Cieszcie się i radujcie, albowiem nastał dzień, w którym opublikowałam na "niezłomnych" pierwszy rozdział.
Chyba jesteście na tyle inteligentni, że ogarniecie, kim jest Wojtuś? ;D
Komentarze mile widziane (to przymus) i nie zabijcie mnie za nieobecność! Na DJWN postaram się dodać jutro albo kiedyś ;*

środa, 20 marca 2013

prolog.

~polecam puścić to~

Są takie dni, kiedy wszystko wydaje się piękne.
Kiedy brudna, zakorkowana Warszawa emanuje radością, blaskiem i czystością. Kiedy znienawidzona stacja radiowa da się słuchać. Kiedy sprzęgło nie zacina, a kontrolka informująca o braku paliwa nie miga.
Człowiekowi wydaje się wtedy, że obrał dobrą drogę. Że mimo wszystko te trudy poczynione w całym jego życiu nie poszły na marne.
Mam świadomość tego, że to jeszcze nie koniec. To dopiero początek.
Wiem, że wkrótce przyjdzie dzień, gdy w dach mojego – nie oszukujmy się- wiecznie psującego się Citroena C3 zacznie bębnić deszcz. Gdy moje uszy nie zniosą żadnych dźwięków. Gdy moje oczy będą zapłakane. Gdy to miasto znów stanie się oślizłe, brzydkie* i nawet widok dachu Złotych Tarasów nic nie zdziała.
Ale jestem pewna tego, że to wytrzymam.
Jestem przecież niezłomna.
______
*przepraszam, że tak ostro, ale czasem to miasto wywołuje na mnie takie wrażenie :D zresztą Bydzia nie lepsza... ci co mieszkają, wiedzą ;O
Mamy początek. Krótki, nie powiem że nie. Ale mamy. I się cieszymy. I piszemy komentarze.
Znacie zasadę? Będziecie grzeczne - ciocia rosemarie wstawi rozdzialik ;*
Kilka ważnych wiadomości:
- blog będzie pisany głównie z perspektywy Jagody (tak, wszyscy już wiedzą, że to ja ;D), ale mam w planach bardzo częste "wtrącanie" oczami innych
- pojawią się inni bohaterowie, pojawią :) jednym z nich będzie mój kuzyn XD i zaręczam, że wstawię też Wojtka Szczęsnego (w sumie to nie wiem, czemu nie wrzuciłam go w bohaterach, zaraz to zrobię)
- eee, blog będzie inny niż DJWN. i w sumie nie wiem, czy to dobrze, czy źle ;x 
No i takim cudem notka wyszła mi taka sama (albo nawet dłuższa) od prologu ;)
I pytanko do was.
Podoba wam się wygląd bloga?
I piosenka, o puszczenie której prosiłam? ^^

niedziela, 17 marca 2013

OGŁOSZENIE PARAFIALNE

Witam!
Widziałam te wasze 4 komentarze i muszę przyznać, że jestem z was dumna! Chciałam jak najszybciej napisać jakiś prolog, żeby was nagrodzić, ale siedzę właśnie przed otwartym bloggerem i nic nie może mi przyjść do głowy. Obiecuję, że w ciągu najbliższych kilku dni prolog na pewno dodam.
Tak więc nie zniechęcajcie się i nadal czekajcie na pierwszy (normalny) post!
Pozdrawia rosemarie. ♥

czwartek, 14 marca 2013

Bohaterowie.


unbreakable.

Więc tak.
Założyłam nowego bloga.
Blog będzie o polskiej reprezentacji (w nogę, a jakżeby inaczej ;D).
Będzie zupełnie inna akcja niż w Dortmund jako własne niebo, ale mam nadzieję, że nawet lepsza.
Nie mam zamiaru kończyć DJWN (przynajmniej na razie).
Poniżej prezentuję listę głównych bohaterów:

Imię: Jagoda
Nazwisko: Szarek
Wiek: 20 lat
Zainteresowania: fotografia, projektowanie ubrań, siatkówka, piłka nożna


Imię: Alicja
Nazwisko: Wilczyńska
Wiek: 22 lata
Zainteresowania: moda, piłka nożna, tenis stołowy, projektowanie ubrań, muzyka

Imię: Jessica
Nazwisko: Mazurek
Wiek: 19 lat
Zainteresowania: moda, fantazyjne upinanie włosów, makijaż, oglądanie telewizji



Imię: Łukasz
Nazwisko: Piszczek
Wiek: 27 lat
Zainteresowania: gra w piłkę nożną, siatkówka, motoryzacja

Imię: Jakub
Nazwisko: Błaszczykowski
Wiek: 27 lat
Zainteresowania: piłka nożna, gry komputerowe, siatkówka, motoryzacja



Imię: Robert
Nazwisko: Lewandowski
Wiek: 25 lat
Zainteresowania: piłka nożna, kajakarstwo, motoryzacja



Imię: Wojciech
Nazwisko: Szczęsny
Wiek: 23 lata
Zainteresowania: piłka nożna, gry komputerowe

+ inni piłkarze z reprezentacji

(pojechałam z tym kajakarstwem, wiem :D)
Lista będzie też dostępna w zakładce `characters.

startuję, jak tu będą trzy komentarze - od osób, które zamierzą czytać regularnie "niezłomnych." :]